Kalwaria ze snu wojewody

Kalwaria ze snu wojewody

Autor: Katarzyna Kobylarczyk, Licencja: CC BY-SA

W jerozolimską Drogę Krzyżową zmienią się w tym tygodniu dróżki wokół kościoła i klasztoru bernardynów. Inscenizacja Chwalebnej Męki Pańskiej budzi emocje i kontrowersje, co roku przyciągając do Kalwarii Zebrzydowskiej blisko sto tysięcy wiernych.

Mikołaj Zebrzydowski brał udział w wielu wojnach Rzeczypospolitej. Karierę polityka uwieńczył godnością wojewody krakowskiego. Był przy tym – jako wychowanek jezuitów – człowiekiem niezwykle pobożnym. Kiedy we śnie zobaczył trzy płomienne krzyże wznoszące się nad górą Żar, wiedział dokładnie, co powinien uczynić.

Być może pomogło mu to, że znał pisma Adriana Cruysa, zwanego Adrichomiusem. Holenderski zakonnik zachęcał, by wobec odcięcia przez Turków dostępu do Ziemi Świętej zakładać w Europie kalwarie wzorowane na jerozolimskiej Drodze Krzyżowej. Beskidzka góra Żar, wznosząca się niczym Golgota, wydała się Mikołajowi Zebrzydowskiemu odpowiednim miejscem.

Już w 1600 roku kazał wznieść na niej kościółek Ukrzyżowania według gipsowego modelu przywiezionego mu specjalnie przez dworzanina Hieronima Strzałę. Włochowi Janowi Marii Bernardoniemu oraz flamandczykowi Pawłowi Baudarthowi powierzył zadanie zaprojektowania głównego kościoła przyszłego sanktuarium oraz klasztoru dla braci bernardynów. Baudarth obmyślił także pierwsze trzynaście kaplic Drogi Krzyżowej, które – wkomponowane w stoki góry Żar – miały stać się pierwszą w Polsce kalwarią.

Misteria towarzyszyły Kalwarii, od nazwiska pobożnego wojewody nazwanej Zebrzydowską, niemal od początku budowy. Okoliczni mieszkańcy podchodzili pod ustawiane na wzgórzach krzyże, pytali, co oznaczają. Bernardyni odpowiadali, że wkrótce staną przy nich kaplice upamiętniające Mękę Chrystusa. „Ojcowie wielebni, pójdźcie z nami i opowiadajcie nam o męce Zbawiciela Naszego” – prosili wówczas zgromadzeni. „I szli zakonnicy, a za nimi gromadki, a nieraz całe rzesze ludzi” – zanotował pierwszy kalwaryjski kronikarz ojciec Ludwik Boguski. Z czasem powstał specjalny rytuał – zbiór pieśni, modlitw i rozmyślań dla 28 stacji Drogi Krzyżowej (rozbudową sanktuarium zajęli się syn i wnuk Mikołaja Zebrzydowskiego).

Początkowo odprawiano go 3 maja w święto Znalezienia, 14 września w dzień Podwyższenia Krzyża oraz w piątki Wielkiego Postu. Jeszcze w XVIII wieku nabożeństwo Wielkiego Tygodnia przekształciło się w Misterium Męki Pańskiej. W obecności nawet 30 tysięcy wiernych odgrywano sceny pojmania Jezusa, odejścia apostołów, sądu Piłata i Heroda, a po dekrecie Piłata Chrystus brał krzyż i niósł go aż do kościoła Ukrzyżowania. Tam przywiązywano go do belek, unoszono w górę i pozostawiano aż do ukończenia modlitw. Misteria znacznie zubożały podczas zaborów. Zakonnicy dość szybko zrezygnowali także ze sceny Ukrzyżowania, która budziła w widzach zbyt emocjonalne reakcje. W początkach XX wieku stały się już dość bezbarwne i nużące.

Ich odnowienie i wzbogacenie po drugiej wojnie światowej zawdzięczamy ojcu Augustynowi Chadamowi. Dziś Chwalebne Misterium Pańskie odgrywane w Kalwarii w Wielkim Tygodniu przyciąga blisko sto tysięcy wiernych. Przyjeżdżają, by zobaczyć, jak w Wielką Środę wieczorem apostołowie ucztują u Szymona i Judasz zdradza Chrystusa. W Wielki Czwartek w południe oglądają umycie nóg apostołom i ruszają w kilkugodzinną procesję po dróżkach, podczas której Jezus modli się w Ogrojcu, jest pojmany, postawiony przed Kajfaszem, a święty Piotr zapiera się go. W Wielki Piątek rano Chrystus jest sądzony – najpierw przez Kajfasza, potem Piłata, a następnie Heroda. Punktem kulminacyjnym nabożeństwa jest dekret Piłata, czyli wydanie wyroku na Jezusa. Następnie procesja wyrusza na Górę Ukrzyżowania, gdzie misterium kończy się Liturgią Męki i Śmierci Pańskiej i przeniesieniem Najświętszego Sakramentu do kościoła Grobu.

W misterium biorą udział alumni z bernardyńskiego seminarium. Jeden z nich wciela się w Chrystusa. Inne role odgrywają często mieszkańcy Kalwarii. Nierzadko przechodzą one z ojca na syna. Niesie to jednak z sobą ryzyko. Widowisko budzi w widzach tak wielkie emocje, że zdarzało się obrzucenie aktorów, grających rzymskich żołnierzy złym słowem (a czasem nawet i błotem). W 2006 roku przedstawienie faryzeuszy wywołało nawet oficjalny protest Centrum Szymona Wiesenthala.


Fot. archiwum Biblioteki Narodowej, domena publiczna